Przejdź do treści

Cześć. Mam na imię Andrzej i do niedawna byłem ignorantem.

Udawałem, że świat osób dotkniętych „niepełnosprawnościami” (jak to oficjalnie nazywamy), istniał gdzieś daleko i póki co mnie nie dotyczy.
Dodatkowo wieloletnia praca na tzw. „etacie” jako IT w firmie budowlanej tylko mnie w tym utwierdzała. Niestety, branża ta (jak i parę pochodnych) raczej należała do tych typowo nieempatycznych, wręcz „maczo” środowisk, gdzie niepełnosprawność to temat tabu, a ważniejsze są ilość nabitej kasy i podbojów w relacjach damsko-męskich (dodam, że temat LGBT, przynajmniej parę lat temu, też nie istniał wśród Panów budowlańców).

„Dorabiałem” również jako UI Developer dla mniejszych firm, gdzie tym bardziej nikt nie myślał o takich pojęciach jak „dostępność” i to nawet w branży HoReCa.
Patrząc z perspektywy paru lat, tamten „dawny” świat wydaje mi się mroczny, wręcz odpychający, jak kadr z filmu „Pachnidło” przedstawiający zacofany, obskurny świat z dalekiej przeszłości. Niestety po chwili uświadamiam sobie, że w większości „tamto” nadal istnieje i ma się dobrze, a ja po prostu zmieniłem swoje postrzeganie rzeczywistości i to dość drastycznie dzięki współpracy z Kinaole.

Nasze codzienne wyzwania w Kinaole otworzyły mi szeroko oczy. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień, ponieważ należę do osób o dość konserwatywnych poglądach i niechętnie je zmieniających. Z początku traktowałem szeroko pojęte Accessibility w internecie jako nową niszę, w którą można się wbić, aby dobrze zarobić (a wcale tak pięknie też nie jest). Poza tym narzucone (dla mnie nowe) zasady związane z wytycznymi WCAG, wydawały mi się kagańcem uniemożliwiającym rozwijanie pełnej twórczości w UI, co bywało na początku dość frustrujące. Potrzebowałem czasu, aby się obyć i tak naprawdę zrozumieć ideę „Web Content Accessibility Guidelines”. Bardzo mi w tym pomogli koleżanki i koledzy, którzy, w odróżnieniu ode mnie, dużo bardziej ideowo siedzieli w tematyce i dobrze ją rozumieli.

Najbardziej zapadł mi w pamięć dzień, w którym pierwszy raz osobiście poznałem osobę niewidomą. Był to Łukasz, który przez pewien czas pracował dla Kinaole. Człowiek energiczny, pełen życia, wręcz dusza towarzystwa, a jednak niewidomy. Pamiętam, jak się umówiliśmy na dworcu w Gdyni i jak przedzierając się przez tłum podróżnych Łukasz wręcz mnie wyprzedzał i jak długą i ciekawą dyskusję prowadziliśmy podróżując przez pół Polski. Ten dzień osobiście zmienił mnie dużo bardziej niż jakiekolwiek artykuły czy wytyczne WCAG wyczytane w „internetach”.
Uświadomiłem sobie, że osoby niepełnosprawne (bo tak wtedy jeszcze określałem osoby z niepełnosprawnościami) nie „zalegają” w jakiś zamkniętych ośrodkach z dala od społeczeństwa albo pozamykane w mieszkaniach pod stałą opieką. Dotarło do mnie, że wielu z nich to normalnie funkcjonujące osoby, pracujące, bawiące się, po prostu chcące żyć i się rozwijać, tak jak wszyscy inni. Zrozumiałem też (ale to po pewnym czasie), że wg. mnie próba odseparowywania osób czy to niewidomych, czy głuchych, czy z problemami w poruszaniu się, czy też z problemami intelektualnymi tak naprawdę wprowadza więcej szkody dla nich samych i też dla wszystkich wokół.

Sam fakt też uświadomienia sobie, że każdy z nas bez wyjątku może stać się nagle osobą z definicji „niepełnosprawną”, zmienił mój punkt widzenia. Bo przecież w życiu różnie bywa i można stracić wzrok, można w wypadku stracić kończyny, a przecież nadal każdy z nas chce dalej normalnie funkcjonować i cieszyć się dostępem do tych samych technologii co wcześniej. Prawda jest też taka, że wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że też istnieją takie zagadnienie jak neuroróżnorodność, która wpływa na odbiór produktu cyfrowego, a którą dotkniętych może być wielu z nas, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Patrząc wstecz, mogę szczerze wyznać, że im dłużej pracuje z Kinaole, tym bardziej zaczynam rozumieć, jak złożony powinien być proces dostarczania produktu cyfrowego dla całego społeczeństwa. Tyle lat żyłem w ignorancji albo nawet w niewiedzy wobec czegoś, co jest częścią świata, w którym żyjemy i funkcjonujemy.

Co najważniejsze, z punktu widzenia zawodowego, wytyczne WCAG tak naprawdę zmuszają projektanta do większej kreatywności. Przecież wiadomo, że marzeniem każdego designera jest tworzenie produktu uniwersalnego, dostępnego dla wszystkich. Ba, to jest przecież wygrana na loterii dla każdego przedsiębiorcy: dotrzeć do jak największej puli klientów.

Mimo takich argumentów, w szeroko pojętym biznesie nadal wyczuwalna jest spora niechęć do zapewnienia dostępu do produktów cyfrowych dla wszystkich. Może wynika to z braku należytej edukacji, a na pewno z niedostatecznego przekazu, że to się powinno opłacać. Wiele osób zapewne widzi niepełnosprawność jako jakiś mały wycinek w społeczeństwie, dla którego nie opłaca się inwestować.

Zapomina się przy tym, że m. in. wszyscy się starzejemy, ogólnie żyjemy dłużej – sam mam rodziców w tzw. „słusznym wieku”. Niestety, jak to często bywa, z wiekiem dochodzą różne schorzenia, a nawet niepełnosprawności, które mogą nas drastycznie odciąć od źle zaprojektowanej aplikacji, strony internetowej czy oprogramowania.

Jak wiemy, na pomoc w rozwiązaniu problemu w UE przyszedł tzw. European Accessibility Act, ale jest to temat na odrębny artykuł.

Chciałem tu jedynie podkreślić, że dostępność w świecie cyfrowym powinna być normą, a nie jakimś dodatkiem i mam nadzieję, że wkrótce się tak stanie.
Zmierzając ku końcowi, chciałem przeprosić tych z Was, dla których wszystko, co tu napisałem, jest oczywistością. Ten krótki tekst miał przekazać, że nawet największego ignoranta można zmienić, ale do tego potrzebna jest szczera edukacja z profesjonalnym podejściem. Mnie w tym na pewno pomogła praca w zespole Kinaole.