Projekty, zadania, priorytety – każdy o nich słyszał, ale nie każdy jest ich zwolennikiem. Niektórzy wręcz z niechęcią i drżeniem spoglądają na swoje listy. I nic w tym dziwnego. Oczekiwań wobec nas jest wiele, a doba, niestety, nie jest z gumy. A jak planowanie wygląda z perspektywy osoby niewidomej? Jakich może używać narzędzi? O tym w dzisiejszym odcinku serii!
Każdy z nas jest inny, posiada preferencje, potrzeby i doświadczenia, dlatego na samym początku wyjaśnię, że poniższe wnioski nie odzwierciedlają odczuć grupy użytkowników lub społeczności, a raczej stanowią moje własne spostrzeżenia. Inne osoby niewidome mogą odmiennie radzić sobie z planowaniem i stosowanymi do tego celu narzędziami.
Strategia
Bardzo nie lubię planowania, bo nie jest czynnością przyjemną. Jednak zauważyłam, że zdecydowanie ułatwia codzienne funkcjonowanie. I choć większość listy zadań mieści się raczej w mojej głowie, nadal uważam tworzenie jej za przydatne. Dlaczego? Bo ułatwia mi mówienie „tak” lub „nie” innym lub samej sobie. Mam często znacznie więcej pomysłów niż jestem w stanie zrealizować. Aby więc ukierunkować kreatywność i ograniczyć paraliż decyzyjny, planuję. I to z możliwie dużym wyprzedzeniem.
Skuteczniejsze stawianie granic nie jest jednak jedynym, ani nawet najważniejszym powodem, dla którego planuję. Z racji niepełnosprawności wzroku wiele aspektów mojej codzienności nie zależy tylko ode mnie. Dlatego ważne jest dla mnie to, by móc obserwować, gdy kolejne podejmowane działania przybliżają mnie do osiągnięcia zamierzonych celów. A to daje poczucie siły i spełnienia.
A w jaki sposób podchodzę do planowania? Z lotu ptaka. Lubię planować blokami, ale używam przedziałów czasowych różnej długości. Zaczynam od naszkicowania całego tygodnia. Zazwyczaj wiem, w jakich godzinach będę pracować, więc zablokowuję ten czas od razu. Gdy wiem, że mam w danym dniu umówioną wizytę lekarską lub inne podobne zdarzenie, ujmuję je na planie, odpowiednio dostosowując godziny pracy. Drugim obszarem, który od razu umieszczam w moim szkicu, są cotygodniowe zajęcia, jak na przykład szlifowanie orientacji w przestrzeni z pomocą instruktora. W planie ujmuję też rutynowe zajęcia, jak gotowanie, sprzątanie lub robienie zakupów. Czemu? Żeby się nie śpieszyć. Nie zapominam też zaplanować czasu na odpoczynek lub rozwijanie zainteresowań. Rozumiem swoje potrzeby w tym zakresie i staram się ich nie zaniedbywać. Bywają takie tygodnie, że w piątkowe popołudnie cieszę się, że w końcu jest weekend i mogę zwyczajnie iść spać. Ale, o ile jest to możliwe, staram się unikać takiego poziomu wyczerpania.
Szacowanie czasu
Najtrudniejszym elementem tworzenia planu jest właśnie szacowanie czasu na poszczególne zadania. O ile w przypadku gotowania lub zakupów jest to raczej proste, o tyle zadania wykonywane w ramach pracy zawodowej stanowią już nieco większy problem. Przykład? Na napisanie artykułu blogowego zakładam średnio 2 godziny. W wielu przypadkach to aż nadmiar. Poprzedni artykuł pokazał jednak, że niedoszacowałam. A przecież co do zasady zakładam lekką nadwyżkę. I to nie tylko dlatego, że bardzo nie lubię się śpieszyć. Dostrzegłam po prostu, że z czytnikiem ekranu pewne rzeczy robi się wolniej.
Jak się nie pogubić?
Aby jakoś okiełznać mój plan i nie pogrążyć się w chaosie, szkicuję plan dnia poprzedniego wieczora. Sprawia to, że rano, gdy jeszcze kofeina miłosiernie nie włączyła mi mózgu, nie czuję się rozkojarzona i przytłoczona. Potem, zależnie od potrzeb, wypełniam go zadaniami. Czy wszystkie je wykonuję? Oczywiście że nie. Zdarzają się przecież rzeczy, których nie dało się przewidzieć lub zadania do wykonania „na wczoraj”. Zawsze zapisuję w kalendarzu spotkania, żeby mi nie umknęły. Ale na tym planowanie się kończy. A potem zaczyna się życie.
Zapisywanie zadań i używane narzędzia
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem korzystania z trudnych narzędzi wszędzie tam, gdzie można ich uniknąć. Dlatego używam rozwiązań bardziej zaawansowanych niż notatki i kalendarz tylko wtedy, gdy jest to ode mnie wymagane. Nie mam dokładnie żadnej satysfakcji z odhaczania ukończonych zadań w jakiejkolwiek aplikacji. Moja własna głowa naprawdę mi wystarcza.
Aplikacje do planowania projektów i zarządzania nimi miewają też problemy w zakresie dostępności cyfrowej, dlatego staram się bardzo ich unikać. Testowałam przez lata bardzo różne rozwiązania – od tych najbardziej znanych aż do niszowych. Próbowałam nawet kiedyś napisać własne, ale stwierdziłam, że chyba jednak szkoda mi na to czasu. Tak naprawdę to ogarnianie zadań zapisanych dla mnie w aplikacji do zarządzania projektami stanowi osobny punkt na mojej liście, bo zajmuje sporo czasu samo w sobie.
Oczywiście niechęć do korzystania z aplikacji wspierających produktywność sprawia, że prawdopodobnie tracę sporo danych, na przykład dotyczących skuteczności moich szacunków czasowych, ale nie narzekam. Nieczęsto zdarza mi się zablokować go na dane zadanie za mało, więc zyskuję przestrzeń na przykład na nagrodzenie siebie za dobrze i punktualnie wykonaną pracę.
Kamban, zwykła lista czy jeszcze inna forma?
Wybranie sposobu prezentacji moich zadań nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Jak już mówiłam, przeniesienie plakietki na inne miejsce lub odhaczenie czegoś z listy nie daje mi żadnej satysfakcji. A stosowanie kambanów, które są co do zasady bardzo wizualne i nie wnoszą żadnej wartości do mojego postrzegania stopnia zaawansowania procesu, jest wyjątkowo męczące. Rozumiem jednak, że koordynatorom projektów akurat ta forma może dawać sporo informacji przekazanej w prosty sposób.
Podsumowując
Planowanie wnosi dużą wartość w moje życie. Nie należy jednak do moich ulubionych czynności. Staram się też używać najprostszych możliwych metod, żeby samo w sobie nie sprawiało mi kłopotu. Po aplikacje do zarządzania projektami i zadaniami sięgam w ostateczności, bo korzystanie z nich wymaga za wiele czasu, co wydaje mi się nieintuicyjne. Kiedyś wierzyłam, że jak tak sobie wszystko dokładnie rozpiszę, to więcej zrobię. Nic bardziej mylnego. Dlatego nawet do własnego planu podchodzę nie do końca serio. Bo przecież zdarzają się piękne katastrofy, z których rodzą się najbardziej genialne pomysły.
Barbara Filipowska
Audytor dostępności
Polecane artykuły
-
02.08.2024Akademia WCAG
WCAG 2.1 – Kryterium 3.3.5 – Pomoc (poziom AAA)
WCAG i pomoc… łączy się? Zdecydowanie! Właściwie wszystkie kryteria WCAG służą temu, by ułatwiać nam poruszanie się w Internecie. Jest…
-
31.10.2024Okiem niewidomego
Okiem niewidomego. Nie kupuję oczami
W dzisiejszym artykule chciałabym powrócić do tematu kupowania w Internecie. Wątek ten był już poruszany w tej serii, jednak dzisiaj…
-
23.02.2024Akademia WCAG
WCAG 2.2. – Kryterium 2.4.12 – fokus niezakryty (wzmocniony) (Poziom AAA)
Kolejny wpis obejmujący zasady WCAG, jednakże dotyczy kryterium, które zostało dodane w wersji WCAG 2.2. Mowa tu o WCAG 2.4.12…